Star Wars: The Last Jedi ), znany także jako Gwiezdne wojny: część VIII – Ostatni Jedi – amerykański film z gatunku space opera w reżyserii Riana Johnsona, który do kin w USA [4] trafił 15 grudnia 2017 roku (w Polsce 14 grudnia). Jest to ósma część cyklu Gwiezdne wojny, bezpośrednia kontynuacja Przebudzenia Mocy z 2015 roku. na to trzeba dużo czekać dlatego że gwiezdne wojny są podzielone na trylogie zwykła trylogia 4,5,6 trylogia preeqeli 1,2,3 i nowa trylogia 7,8,9 i trzeba czekać na kolejną trylogie a to nie odrazu sie pokazuje a jak będzie to będzie 10,11,12 Recenzja filmu Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy (2015) - Niech moc będzie z nami. Epizod VII opiera się na sentymencie i trudno tu mówić o nowej jakości czy odświeżeniu serii. W 2015 roku jego kariera nabrała zawrotnego tempa dzięki roli, jaką zdobył w filmie "Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy". Został wtedy filmowym antagonistą - Kylo Renem. Dostał także rolę w dramacie w reżyserii Martina Scorsese "Milczenie" w 2016 roku. Dowiedz się więcej o najważniejszych scenach filmu, a także buduj, walcz i lataj po galaktyce jak nigdy dotąd.\r \r \r \r \r LEGO Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy to triumfalny powrót popularnej serii gier wideo. Gracze będą mogli w zabawny, humorystyczny i możliwy tylko w grach LEGO sposób odtworzyć bohaterskie sceny z filmowego hitu. gwiezdne wojny przebudzenie wojny trzydzieści lat po bitwie o endor pojawiło się nowe zagrożenie w postaci najwyższego porządku i nikczemnego kylo rena. tymczasem rey, młoda zbieraczka śmieci, odkrywa moce, które odmienią jej życie i prawdopodobnie ocalą galaktykę. Lubisz ten film? w mniej niż 2 minuty! Nowe, wygodne metody aktywacji. . Wtorek, 14 czerwca 2022 to jest ten dzień, kiedy do naszego kraju wreszcie, po wielu miesiącach oczekiwań, wchodzi nowa platforma streamingowa Disney+ (lub Disney Plus jak kto woli). Wszyscy doskonale wiemy, jak bogata jest ich oferta, jednak czy jest ona w stanie konkurować z dinozaurem naszego rynku, czyli Netflix? Albo z najświeższą (odświeżoną) usługą, jaką jest HBO Max? Postanowiłem wziąć na tapet praktycznie każdy aspekt i zrobić porównanie tych trzech, największych platform streamingowych w Polsce. Bez wątpienia każdy z tych serwisów ma swoje wierne grono miłośników, a zawsze powiew świeżej krwi przyciąga nowych abonentów. Jak podejść do tematu długoterminowo? Czy zainwestowanie tylko w jeden z serwisów ma sens, czy lepiej robić to cyklicznie? Czy może jednak zaszaleć i opłacać każdą platformę? Biblioteki każdego z branych przeze mnie pod uwagę serwisów są istotnie się różnią, każda z nich oferuje zupełnie co innego. Netflix, HBO Max czy Disney+? Porównanie cen abonamentów Zacznijmy więc od pierwszej, ale dla większości najważniejszej kwestii. Na pierwszy ogień idą więc ceny abonamentów największych usług streamingowych, które są dostępne w Polsce. Każda kolejna platforma z początku kusi atrakcyjnymi cenami, aby oczywiście przyciągnąć wiernych klientów. Dla przykładu Disney+, który już jest w Polsce, przez ostatnie tygodnie oferował 12 miesięcy abonamentu w cenie 8, zatem 4 okresy rozliczeniowe mielibyśmy za darmo. Teraz promocja została wznowiona i dla nowych użytkowników 12 miesięcy dostajemy w cenie 8, czyli płacimy 229,90 zł za rok (zamiast 347,88 zł przy płatności miesięcznej). Jeden miesiąc natomiast kosztuje 28,99 złotych i mamy dostęp do pełnego pakietu, bez podziału na jakość itd, jak to w przypadku Netflixa. Cennik Netflix 2022 W ofercie Netflix dostępne są aktualnie trzy opcje abonamentowe: Netflix pakiet podstawowy Netflix pakiet standard Netflix pakiet premium Netflix – porównanie planów Ile kosztuje Netflix? Podstawowy Standard Premium Koszt miesięczny* (PLN) 29 PLN 43 PLN 60 PLN Liczba ekranów, na których można jednocześnie korzystać z serwisu 1 2 4 Liczba telefonów lub tabletów, na które można pobierać pliki 1 2 4 Oglądaj filmy, seriale i programy bez ograniczeń ✓ ✓ ✓ Oglądaj na laptopie, telewizorze, telefonie lub tablecie ✓ ✓ ✓ Dostępna jakość HD ✓ ✓ Dostępna jakość Ultra HD ✓ Cennik Disney+ i Cennik HBO Max – plany abonamentowe Disney+ nie oferuje różnych stawek abonamentów w zależności od liczby urządzeń czy jakości streamingu. Podobnie jest w przypadku HBO Max. Warto zaznaczyć, że każdy abonament daje dostęp do pełnej oferty całego serwisu. Nie można zatem wykupić sobie pakietu „Marvel”, albo „kryminały na Netflix”. Disney+, HBO Max i Netflix – podsumowanie cen Jak już dostrzegliście, Netflix znacząco różni się od pozostałych serwisów, ponieważ oferuje aż trzy opcje abonamentu. Nie da się ich porównać bezpośrednio z pakietami u konkurencji, dlatego do tabelki wybrałem środkowy, najbardziej popularny Plan Standard, oferujący jakość HD. Disney+ Netflix (plan Standard) HBO Max Koszt miesięczny (PLN) 28,99 PLN 43 PLN 29,99 PLN Liczba ekranów, na których można jednocześnie korzystać z serwisu 4 2 3 Maksymalna ilość profili 7 5 5 Oglądaj filmy, seriale i programy bez ograniczeń ✓ ✓ ✓ Oglądaj na laptopie, telewizorze, telefonie lub tablecie ✓ ✓ ✓ Dostępna jakość HD ✓ ✓ ✓ Dostępna jakość Ultra HD ✓ – ✓ Promocja roczna? Tak: rok w cenie 229,99 zł – Tak: rok w cenie 234,99 zł Serwisy streamingowe: koszty roczne Biorąc zatem pod uwagę powyższe ceny, przy opłatach miesięcznych, roczny koszt „utrzymania” serwisów wygląda następująco: Disney+: 347,88 zł Netflix: 516,00 zł (może być 348,00 zł w przypadku najtańszego planu z jakością max 720p) HBO Max: 359,88 zł Paradoksalnie, najciekawiej wypada tutaj Disney+, nawet biorąc pod uwagę wybór tańszego pakietu Netflix. Dlaczego użyłem słowa „paradoksalnie”? Na to pytanie odpowiedź znajdziecie w sekcji „oferta programowa” poniżej. Disney+, HBO Max i Netflix – darmowy okres próbny Od pewnego czasu Netflix zrezygnował z oferowania darmowego okresu próbnego. Wcześniej był to okres jednego miesiąca, jednak było to dość mocno nadużywane, szczególnie w Polsce. Jeśli nie jesteście przekonani do usługi to warto skorzystać przez jeden miesiąc z najtańszego pakietu, który kosztuje 29 złotych. Taki okres powinien wystarczyć Wam na zapoznanie się z ofertą biblioteki i ewentualne zrezygnowanie z abonamentu, co możliwe jest w każdej chwili za darmo. HBO Max również nie daje nam szansy na darmowe testowanie usługi, jedynym wyjątkiem są okazjonalne promocje zewnętrznych dostawców (operatorzy telewizyjni), jednak w tej chwili nie ma na takiej możliwości. Disney+ natomiast woli przyciągnąć użytkowników nie darmowym okresem próbnym a darmowymi czterema miesiącami w roku (przy zakupie rocznym). Polityka udostępniania kont Najwięcej o polityce udostępniania kont możemy napisać oczywiście w temacie Netflixa. Serwis boryka się z gigantycznymi problemami w tym względzie, a każda kolejna próba poprawy szczelności ich systemu, zawodzi. Netflix ostatnio postanowił zaoferować użytkownikom w kilku krajach opcję dopłaty niewielkiej kwoty do abonamentu, ale dzięki temu możliwe było legalne utrzymanie profilu dla osoby spoza naszego gospodarstwa domowego. P ierwsze testy w krajach Ameryki Południowej okazały się jednak fiaskiem. Wcześniej podejmowano także próby blokad geolokalizacyjnych, gdzie osoby spoza podanego adresu aktywacji konta, musiałby wpisywać hasło SMS. W rzeczywistości jednak była to fikcja, gdyż wystarczyło kliknąć „zrobię to później”, a konto dalej działało bez problemu. Netflix szacuje, że traci gigantyczne kwoty na nielegalnym udostępnianiu kont przez użytkowników, przez co tłumaczy częste podwyżki, czy nawet spadek jakości swoich produkcji. Historia ta zdaje się nie mieć końca, bo każdy kolejny ruch pogarsza ten poprzedni. Inaczej to wygląda w przypadku Disney+. Serwis liczy się z tym, że konta są współdzielone, a jedynym ograniczeniem jest odpalenie w jednym czasie streamingu na maksymalnie czterech urządzeniach. W praktyce więc jest to niesprawdzalne, chociaż oficjalnie Disney nie pozwala na udostępnianie haseł i kont obcym osobom. HBO Max jest bardzo elastyczne pod względem współdzielenia kont, jednak tutaj również regulaminy oficjalnie tego zabraniają. Właściciele usługi zapewniają, że posiadają specjalne algorytmy, które błyskawicznie wychwytują podejrzane ruchy, natomiast jeśli udostępniamy konto rodzinie czy przyjaciołom (a nie za pomocą giełd kont) to algorytm może na nas trafić co najwyżej przypadkowo. W każdym z przypadków negujemy tego typu zachowanie, bo na samym końcu nielegalne udostępnianie konta odbije negatywnie się na nas samych: czy to w przypadku gorszej oferty, czy też podwyżki cen pakietów. Disney+, HBO Max i Netflix – opłaca się co jakiś czas rezygnować z pakietów? Dużo jest użytkowników, którzy po prostu wykupują dostęp do serwisów okazjonalnie. Przykładowo oferta Netflixa jest dla kogoś średnio ciekawa, ale interesuje ich kilka pozycji. Wystarczy więc wtedy wykupić pakiet miesięczny, obejrzeć serial i zrezygnować z abonamentu. W przypadku właśnie Netflixa jest to o tyle łatwiejsze, że ich oryginalne seriale są dodawane całymi sezonami, a nie tak, jak w przypadku HBO Max – czekamy tydzień na kolejny odcinek. Rotowanie serwisami ma więc swoje zalety: pozwala zaoszczędzić znaczne pieniądze, jednak minusem jest tworzenie za każdym razem nowych profili i brak historii oglądania w takim przypadku. Disney+, HBO Max i Netflix: oferta programowa Przejdźmy zatem do tego, co tygryski lubią najbardziej: oferta programowa Netflix, HBO Max i Disney+. Jeszcze nie tak dawno temu byśmy szybko odpowiadali, że numerem jeden pod względem oferty programowej jest Netflix. Wejście do Polski HBO Max kilka tygodni temu, namieszało jednak dość mocno. Szybko stało się jasne, że monopol giganta, jakim jest wydający 70 filmów rocznie Netflix, dobiega końca. Serwis ten zagalopował się dość mocno i idąc w ilość, znacząco obniżył jakość swoich produkcji. HBO Max natomiast weszło do Polski z przytupem. Polakom szybko do gustu przypadły oryginalne produkcje serwisu, a przede wszystkim zupełnie nowa, bardzo sprawnie działająca aplikacja HBO Max. Wisienką na torcie jest na pewno pierwszy polski serial HBO Max, czyli Odwilż. Taka mieszanka wybuchowa szybko przyciągnęła wielu użytkowników. Jednak, jak to w życiu bywa, gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta. I wiele na to wskazuje, że właśnie tak będzie z Disney+. Ich oferta jest piorunująca i nie wiem, co musiałoby się wydarzyć, aby najbliższe miesiące nie należały właśnie do steramingu Disneya. Główną zaletą jest na pewno różnorodność produkcji tam zawartych, które przewyższają schematycznie tworzone (jak zarzucają niektórzy) seriale Netflixa, czy zazwyczaj cięższe seriale i filmy od HBO Max. Najlepsze produkcje Netflix Można mieć wiele zastrzeżeń do samego Netflixa, a główny zarzut to zbyt masowe tworzenie kolejnych seriali, co nie do końca idzie w parze z jakością. W samym 2021 roku Netflix wydał ponad 70 filmów swojej produkcji! Oczywiście pojawiło się tam tylko kilka naprawdę ciekawych tytułów, ale można je policzyć na palcach jednej ręki, wśród takich perełek na pewno warto wymienić Nie patrz w górę. Netflix słynie jednak z seriali i to właśnie z tym utożsamiany jest serwis. W bibliotece Netflixa znajdziemy takich gigantów, jak Stranger Things. Serial przenosi nas w lata 80. ubiegłego wieku i robi to w sposób genialny. Znakomicie oddany jest klimat tamtej kultury, a fabuła osadzona w miasteczku Hawking dodaje kolorytu i emocji. Pod koniec maja 2022 wypuszczono 1. część 4. sezonu Stranger Things, a druga planowana jest na koniec czerwca. Netflix stoi również za takim tytułem, jak Orange Is the New Black. Serial miał premierę w 2013 roku i zakończył się po 7, bardzo dobrze ocenianych sezonach. Opowiada o życiu w kobiecym więzieniu, gdzie osadzona zostaje główna bohaterka, Piper Chapman. Netflix to nie tylko ich oryginalne produkcje, ale także te na licencji. I to właśnie tutaj wylądował określany mianem najlepszego serialu XXI wieku, Breaking Bad. Przygody chemika, Waltera White’a zapisały się na lata w pamięci wszystkich fanów serialu, którzy wracają co jakiś czas do tej produkcji. W serwisie znajdziemy również film El Camino, osadzony w tym samym świecie, a także prequel Breaking Bad, czyli serial Better Call Saul. Na Netflix obejrzymy również historię Thomasa Shelby’ego (właśnie wskoczył finałowy sezon) w Peaky Blinders, kultowy już hiszpański Dom z papieru, który doczekał się wersji koreańskiej. Narcos natomiast opowiada historię Pablo Escobara, a mroczny serial Dark przenosi na za naszą zachodnią granicę, do Niemiec. Produkcje HBO Max i HBO Nie zapominajmy o tym, że HBO Max to serwis należący do grupy HBO, zatem w swojej ofercie posiada wszystko, co do tej pory wyprodukowało HBO. I nieprzypadkowo o tym wspominam, bo w grupie tej jest oczywiście kultowy już serial Gra o tron, który kilka lat po zakończeniu nadal jest jedną z częściej oglądanych produkcji w HBO Max. HBO to także, a może przede wszystkim, seriale oparte na faktach. Kilkuodcinkowa seria Czarnobyl szybko stała się numerem jeden wśród najczęściej oglądanych produkcji. W znakomity sposób oddaje wydarzenia, które działy się trzy dekady temu w Ukrainie. To właśnie tutaj zobaczymy genialny serial Kompania Braci opowiadający o Kompanii E (506 pułk piechoty spadochronowej, 101 Dywizji Powietrznodesantowej USA), czyli przenosimy się w czasy II Wojny Światowej. Serial wydany został 20 lat temu, jednak do dzisiaj uznawany jest za jedną z najlepszych produkcji wojennych. Idąc dalej, trafimy na takie perełki, jak Sukcesja, Rodzina Soprano, Wielkie kłamstewka (na podstawie książki), Młody papież, polską Watahę czy wielki powrót Kate Winslet w Mare z Easttown. Ostatnią z ciekawszych nowości jest na pewno serial Schody z Colinem Firth’em w roli głównej. Serial oparty jest na faktach. Oferta Disney+: co obejrzymy w serwisie? Przechodzimy więc do Disney+, o czym pisałem wyżej w kontekście dobrej oferty cenowej. Bo to właśnie Disney+ cenowo wygląda najlepiej, a jeśli weźmiemy pod uwagę ofertę programową, to zdaje się nie mieć sobie równych. Disney+ to gigantyczny zasób filmów i seriali nie tylko od Disneya, ale także licencji, które zostały przez niego wykupione. W naszym kraju oferta będzie praktycznie taka sama, jak we wszystkich innych. bibliotece znajdziecie większość filmów i animacji Disneya, całą sagę Gwiezdnych Wojen, a także nowe seriale z tego uniwersum. Disney+ to także Marvel i MCU, znajdziecie tam wszystkie 30 filmów i oczywiście najnowsze seriale, takie jak WandaVision. Gwiezdne wojny: część I – Mroczne widmo (1999) Gwiezdne wojny: część II – Atak klonów (2002) Gwiezdne wojny: część III – Zemsta Sithów (2005) Gwiezdne wojny: część IV – Nowa nadzieja (1977) Gwiezdne wojny: część V – Imperium kontratakuje (1980) Gwiezdne wojny: część VI – Powrót Jedi (1983) Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi (2017) Gwiezdne wojny: Parszywa zgraja: Sezon 1 Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy (2015) Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie (2019) Gwiezdne wojny: Wizje: Sezon 1 Han Solo: Gwiezdne wojny – historie (2018) Księga Boby Fetta: Sezon 1 Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie (2016) Obi-Wan Kenobi: Sezon 1 The Mandalorian: Sezony 1-2 Pełną listę prawie 2000 produkcji, które będą dostępne już 14 czerwca 2022 w Polsce, znajdziecie tutaj. Disney+, HBO Max i Netflix: podsumowanie i perspektywy na przyszłość Każdy z serwisów zdaje się nie odpuszczać wyścigu o fanów i nowych abonentów. Nic dziwnego, bo jest o co walczyć, ale wszystko co najlepsze dopiero przed nami. Oczywiście Disney+ ma teoretycznie najłatwiej, bo wchodzi od razu z ogromną bazą materiałów, dzięki temu, że sam Disney tworzy produkcję od kilkudziesięciu już lat. HBO Max mocno rozpycha się na wszystkich możliwych rynkach, a Netflix ma natomiast sporo do udowodnienia po zadyszce, jakiej dostał w ostatnich latach. Kolejne nowości Netflixa już przed nami, chociażby zapowiadany Dom z papieru w wersji koreańskiej, HBO także przygotowało kilka premier, a także wznowień serii. Disney+ natomiast ma całą listę produkcji, które co chwilę wskakują do oferty, a kolejne są właśnie tworzone (nowe części Marvela czy seriale Gwiezdnych Wojen). Niestety nie odpowiem na pytanie, który z serwisów jest najlepszy. Z racji swojej pracy a także zamiłowania, wykupiony mam każdy abonament, dlatego obiektywny na pewno nie będę. Oferta każdego z nich jest elastyczna, ale także inna. Szukając naprawdę ambitnego kina warto spojrzeć na HBO Max, szukając rozrywki i sensacji – Netflix. Disney+ oferuje za to sporo fantastyki, kultowych Gwiezdnych Wojen i animacji dla dzieci. Teraz kolejne 50 filmów znika z serwisu Netflix. Na portalu pojawiła się lista 50 tytułów, na które Netflix traci licencje. Na liście znalazły się takie filmy jak Apocalypto, Dredd, Dorwać Gringo, Limitless, Rambo, RED, Łzy słońca i Egzorcyzmy Emily skontaktować się z przedstawicielami serwisu Netflix w sprawie znikających filmów, ale otrzymaliśmy taką samą odpowiedź, jak ostatnio. Można ją sprowadzić do tego, że rotacja treści w serwisach VOD to normalna sprawa. Nie ma co siać paniki, a Netflix nie zerwał umowy z żadnym dużym dystrybutorem. Serwisy z muzyką online takie jak Spotify, Tidal i Apple Music przyzwyczaiły nas, że ich baza stale się powiększa. W serwisach wideo wygląda to inaczej. Od zawsze oferta Netfliksa zmienia się w czasie. Z miesiąca na miesiąc dodawane są nowe treści, w tym mnóstwo seriali i filmów własnej produkcji w ramach Netflix tytuły pochodzące od innych dystrybutorów Netflix wykupuje licencje. Algorytmy cyklicznie sprawdzają, które z filmów cieszą się popularnością. Nietrudno sobie wyobrazić, że Netflix paruje informacje o popularności filmów z kwotą, jaką musi zapłacić za przedłużenie licencji i na tej podstawie podejmuje decyzję, czy opłaca się ten film utrzymywać w bibliotece. Filmy z serwisu Netflix mogą zniknąć na bardzo krótko. W przeszłości szerokim echem odbiła się informacja o znikających filmach Paramount Pictures, które potem powróciły do usługi. Nie inaczej jest i tym razem. Do bazy wróciło właśnie 40 filmów, które ostatnio zostały liście produkcji, na które Netflix wykupił ponownie licencję, znalazły się saga Zmierzch, Niezniszczalni, Uprowadzona, Kod nieśmiertelności, Mr. and Mrs. Smith, Looper i Listy do Julii. Widzę tu tytuły, które zniknęły z bazy na zaledwie kilka dawno pogodziłem się z tym, że zawartość serwisów VOD się zmienia. W przypadku pozostałych usług VOD wygląda to zresztą podobnie. Miło by było, gdyby Netflix wyraźniej informował o tym, że dany film znika, ale nie ma co wieszać na amerykańskiej korporacji psów. Wystarczy spojrzeć na to, jakie nowości zaplanowano na październik. Największy kinowy przebój w 2015 roku – 2,068 mld dol. wpływów na całym świecie. To był sezon wielkich i na ogół udanych powrotów kultowych serii. Najgłośniejszy comeback zaliczyła gwiezdna saga. Oczywiście za sprawą faktu, że postanowiono sięgnąć po postacie z pierwszej trylogii z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Stara gwardia fanów przeniosła się w sentymentalną podróż do okresu dzieciństwa, młodszym pozwoliła odkryć magię ”Gwiezdnych wojen”. Efekt? ”Przebudzenie Mocy” stało się trzecim filmem w historii, który w kinach zarobił ponad 2 mld dol. Wydawało się wówczas, że ”Gwiezdne wojny” zawładną kinową widownią na wiele lat. Dziś wiemy, że kolejne części gwiezdnej sagi oraz tzw. spin-offy ani nie zbierały tak dobrych recenzji, ani też nie cieszyły się tak dużą popularnością jak ”Przebudzenie Mocy”.I można się zastanawiać, co by było, gdyby George Lucas w 2012 roku za 4 mld dol. nie sprzedał swojej firmy i praw do ”Gwiezdnych wojen” wytwórni Disneya. Wtedy twierdził, że nikt tak dobrze jak ona nie zadba o jego dziedzictwo. Gdy obejrzał ”Przebudzenie Mocy” - zmienił zdanie. Pomyśleć, że człowiek z takim doświadczeniem w branży filmowej, twórca filmowego imperium, naiwnie myślał, że prezentowane przez niego pomysły na kontynuowanie gwiezdnej sagi w obecnej sytuacji będą brane pod uwagę przez szefów wytwórni… Disney przejął władzę nad kultowym uniwersum. Ale słowo Disney nie zawsze musi być wyłącznie synonimem infantylnej bajki. „Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy” to powrót do korzeni. Do tego, co najlepsze w kosmicznej sadze sprzed kilku dekad. Bez Lucasa na pokładzie, ale za to z człowiekiem na reżyserskim stołku, który jak mało kto w hollywoodzkiej branży wie, w czym tkwi sedno tych filmów. Abrams to przecież człowiek, który odświeżył zakurzonego „Star Treka” i zauroczył spielbergowskim „Super 8”. Nic dziwnego, że to on został wyznaczony na reżysera kolejnej części „Gwiezdnych wojen”. A gdy świat obiegła informacja, że współscenarzystą będzie sam Lawrence Kasdan – osoba odpowiadająca ze skrypt do najmroczniejszej i najlepszej odsłony pierwszej trylogii, czyli „Imperium kontratakuje”, to obawy zmalały całkiem. A gdy wreszcie pojawiły się najpierw krótki teaser, a następnie pełny zwiastun już wszyscy byli pewni, że to nie mogło się nie udać. Faktycznie panowie sprawili, że dojrzały widz powtórnie odkryje w sobie dziecko, śledząc na dużym ekranie losy dawnych, lubianych bohaterów i poznając nowych. I choć pojawia się kilka nietrafionych decyzji w prowadzeniu fabuły, to magia i klimat znów biorą górę. Bo to właśnie te elementy zawsze były najważniejsze. Co prawda Han Solo czy Luke Skywalker byli postaciami nieco papierowymi, zbyt jednoznacznymi (szczególnie ten drugi), lecz nie przeszkadzało to bynajmniej w utożsamianiu się z nimi i wielbieniu po wsze czasy. „Przebudzenie Mocy” to przykład, że Kino Nowej Przygody nie umarło i na nowo przeżywa swój renesans. I tak jak kiedyś, i tym razem zostajemy wrzuceni w środek kosmicznej zawieruchy i walczymy ze złem, a nasza wyobraźnia zostaje pobudzona, jakby trafił w nas silny elektryczny impuls. No i jesteśmy wśród gwiazd. Z dala od szarej ziemskiej codzienności. Na ekranie wyświetla się słynny, zabarwiony na żółto tytuł „Star Wars”, a w tle słychać znajomy muzyczny motyw Williamsa. Serce zaczyna bić coraz mocniej. Emocje już na początku sięgają zenitu. Pierwsze minuty, kolejne. Jest nieźle, jest dobrze, jest fantastycznie. Akcja siódmego epizodu rozgrywa się trzydzieści lat po wydarzeniach z „Powrotu Jedi”. Pokój to echo przeszłości. Na gruzach Imperium powstała, zbliżona do nazistowskiej organizacja Najwyższy Porządek, na której czele stoi Wódz Snoke (Andy Serkis). Jego uczeń – Kylo Ren (znany z serialu „Dziewczyny” Adam Driver) to oddany ideałom, władający mocą i czerwonym, przypominającym krzyż, mieczem świetlnym, czciciel legendarnego Dartha Vadera. Po przeciwnej stronie mamy Ruch Oporu, którego generał – Leia Organa (Carrie Fisher) i jej przyjaciele starają się, jak tylko potrafią, aby nie dopuścić do podbicia przez nowego wroga całej Galaktyki. Stawka jest wysoka. I zarówno ci pierwsi, jak i drudzy, podobnie, jak fani oglądając plakat i zwiastun, zadają pytanie: gdzie jest Luke? W pierwszych minutach udajemy się na pustynną planetę Jakku – składowiska złomu wszelkiego rodzaju. Tam w jednym z wraków od lat mieszka młoda dziewczyna o imieniu Rey (Daisy Ridley). Splot okoliczności spowoduje, że spotka na swojej drodze małego droida BB-8, który mimo niewielkich rozmiarów, ma do wykonania misję o ważkim znaczeniu… Żeby było jasne. „Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy” to film niepozbawiony wad. Odnajdziemy w nim fabularne dziury, szczyptę cukierkowatości (wszak to PG-13) i kilka dziwnych zachowań i nieracjonalnych decyzji głównych bohaterów. Co więcej, widzowie nieznający wcześniejszych części mogą też zarzucić, że scenariusz jest zbyt prosty, choć akurat w przypadku „Gwiezdnych wojen” to bardziej plus niż minus. Abrams i Kasdan nie wikłają nas w politykę jak niegdyś Lucas w „Mrocznym widmie”. I dobrze. Dzięki temu opowieść staje się bardziej uniwersalna, przystępna dla widza w każdym wieku. Łza się w oku kręci, gdy na gwiezdną arenę wchodzą Han i Chewbacca, wówczas nostalgia przechyla szalę, wymazując głupotki i niedociągnięcia. Największym problemem dla wielu miłośników może być natomiast permanentne déjà vu, że część scen i ogólny fabularny rys bardzo przypomina „Nową nadzieję”. Z drugiej strony ta powtórka z rozrywki dawkowana jest tak umiejętnie i przejawia narracyjną witalność, że jednak nie jest to typowy klon, a raczej świeży owoc w misce wypełnionej próbowanymi całe lata smakołykami. Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą Kup licencję

gwiezdne wojny przebudzenie mocy netflix